PODSUMOWANIE I KONKLUZJE
CLARKE: Myślę,
że omówiliśmy już główne punkty niezgodności między Kursem a chrześcijaństwem
z naszego punktu widzenia, i nadszedł teraz czas, by przejść do konkluzji.
Pozwól, że podsumuję te różnice w streszczonej formie:
1) Chrześcijaństwo wierzy,
że Bóg stworzył ten materialny świat z niczego, co istniało przedtem, że
jest on niedoskonały, lecz nadal pozostaje wizerunkiem Boga i jest zasadniczo
dobry, a także stanowi teatr naszego moralnego oraz duchowego rozwoju w
kierunku osiągnięcia pełnej dojrzałości jako synowie i córki Boga na pielgrzymce
ku ostatecznemu szczęśliwemu zjednoczeniu z Bogiem w przeobrażonych lub
chwalebnych ciałach w Niebie. Kurs wierzy, że ten materialny świat w
ogóle nie jest produktem Boga, lecz częścią wyjściowej jaźni Chrystusa,
która oderwała się wskutek czegoś w rodzaju snu o oddzieleniu od Boga (nie
zaś rzeczywistego oddzielenia) i wytworzyła ten materialny świat jako świat
snu lub projekcji myśli przedstawiającej podjętą przez ego próbę ucieczki
od Boga. Bóg nie wie nawet o istnieniu tego świata snu, gdyż jest on
faktycznie nierzeczywisty.
2) Dla chrześcijaństwa
Jezus jest jedynym Synem Bożym, Drugą Osobą w Trójcy Jedynego Boga, a zatem
posiada tę samą boską naturę, co jego Ojciec, i dobrowolnie przybrał rzeczywiste
ciało oraz naturę ludzką, zrodził się z Marii, odbył człowieczą wędrówkę
w ciele w tym materialnym świecie, by pokazać nam, jak żyć jako autentyczne
dzieci boże, naprawdę umarł na krzyżu, by odpokutować za nasze grzechy,
i zmartwychwstał ponownie w rzeczywistym, lecz chwalebnym ciele, by w tej
postaci na zawsze przebywać ze swoim Ojcem i Duchem Świętym w Niebie. Kurs
wierzy, że Jezus nie jest naprawdę boski w swojej naturze, lecz że stanowi
część oryginalnej jaźni Chrystusowej, która usiłowała oderwać się od Boga,
by stworzyć zamieszkały przez nas teraz świat snów. Był on jednak pierwszym,
który obudził się z tego snu i rozpoznał go jako sen. Teraz jest miłującym
nauczycielem i pomaga pozostałym z nas obudzić się również. Nie posiada
zatem rzeczywistego ciała, naprawdę nie umarł na krzyżu ani nie zmartwychwstał,
zachowując na zawsze rzeczywiste ciało. Wszystko to stanowi jedynie część
świata snów powstałego z projekcji myśli ego o byciu oddzielonym od Boga.
3) Zgodnie z chrześcijaństwem,
Jezus naprawdę umarł na krzyżu, by odpokutować za ludzkie grzechy, by uświadomić
nam zarazem głębię zła w poważnym grzechu, jak i jeszcze większą głębię
miłości boskiej, która pragnie nam przebaczyć i przywrócić nas do nawet
wyższego zjednoczenia z Bogiem. Zmartwychwstał w rzeczywistym, lecz chwalebnym
ciele, by skutecznie dokonać w nas tego przywrócenia do nawet bliższego
zjednoczenia z Bogiem niż zanim zgrzeszyliśmy. Z drugiej strony Kurs uczy
nas, że Jezus nigdy naprawdę nie umarł na krzyżu; jego śnione ciało zostało
zaiste powieszone na krzyżu, lecz jedynie pozornie umarło zgodnie z projekcjami
myśli tych, którzy życzyli mu tego, by skazano go na śmierć, gdyż chcieli
się go w ten sposób pozbyć, a przez to pozbyć się również i Boga. Nie zmartwychwstał
zatem naprawdę w rzeczywistym ciele, które nigdy i tak nie było rzeczywiste.
Przekaz Ewangelii jest po prostu symbolem pamiętania Jezusa przez jego
uczniów.
4) Zgodnie z nauką chrześcijańską
Eucharystia jest sakramentem przemiany chleba i wina w rzeczywiste ciało
i krew Chrystusa ukryte pod pozorem chleba i wina. Sakrament ów powtarza
się nieskończenie podczas mszy katolickiej lub liturgii eucharystycznej
dla uczczenia pamięci śmierci Jezusa za nasze grzechy. Kurs nie dopuszcza
możliwości żadnej takiej rzeczywistej przemiany chleba i wina w ciało i
krew Jezusa, ponieważ on nigdy nie posiadał rzeczywistego ciała. Możemy
to więc tylko rozumieć jako czczenie pamięci miłości, jaką Jezusa żywił
dla nas.
5) Według Kursu naturą
świata snów, w którym teraz żyjemy, jest to, iż nie reprezentuje on autentycznej
rzeczywistości, a jedynie projekcję myśli o pozornym oddzieleniu od Boga,
z której nasze złudne ego powstało, oraz jego snucie tego snu o materialnym,
oddzielonym od Boga świecie jako ucieczce ego przed snem o ścigającej je
zemście Boga. Ów świat snów nie został wytworzony przez nasze obecne indywidualne
ego, lecz przez jedno, pierwotne ego, które odłamało się w swoim świecie
myśli, a następnie progresywnie rozczłonkowało na wiele fragmentów, których
doświadczamy dziś jako indywidualnych ludzi. Gdy jednak znajdziemy się
już w owym świecie snów, musimy w nim żyć i radzić sobie z nim w sposób
moralnie odpowiedzialny oraz pełen miłości i przebaczenia, tak jak uczył
nas Jezus, abyśmy mogli przebudzić się ze snu, kiedy tylko ukończymy naszą
naukę w tej sali lekcyjnej, i ponownie zwrócić się do błogiego zjednoczenia
z Bogiem, którego nigdy naprawdę nie utraciliśmy. Chrześcijańscy myśliciele
są przeciwni idei, że nigdy naprawdę nie zgrzeszyliśmy ani nie odwróciliśmy
się od Boga i że w świecie snów moglibyśmy posiadać konieczną wolną wolę,
by podejmować autentyczne decyzje moralne, lub postanowić powrócić do Boga.
Lękają się, że ta idea odebrałaby rzeczywistość oraz kluczową istotność
moralnemu światu, ponieważ wierzą, że jedynie rzeczywiste osoby mogą podejmować
autentyczne decyzje moralne.
WAPNICK: No cóż,
myślę, że znowu w zasadzie zgadzamy się co do tych głównych kwestii, lecz
chciałbym ponownie przedstawić niektóre z twoich stwierdzeń dotyczących
Kursu, a zwłaszcza ich związek ze stanowiskiem chrześcijaństwa.
Zacznę od tego, że Kurs cudów z pewnością
nie zgodziłby się z tym, iż ostateczne błogie zjednoczenie z Bogiem dokonuje
się w przemienionym lub chwalebnym ciele. Jego stanowiskiem jest to,
jak już widzieliśmy, że ciała zachowują nas w oddzieleniu i w stanie niepodobnym
do naszej prawdziwej Tożsamości jako duch i Chrystus, jeden Syn Boży. Dlatego
też nigdy nie znalazłbyś w nim takiej dychotomii, jaką widzimy u św. Pawła
między Jezusem, jedynym Synem Bożym, a resztą nas, adoptowanymi synami
Bożymi.
Jeśli chodzi o Jezusa, to Kurs cudów
nie przeczyłby, iż jest on boski, pod warunkiem, że zrozumiemy, iż takim
jest każdy z nas jako Chrystus i że ontologicznie nie ma między nami żadnej
różnicy. W Chrystusie nie ma jednak również indywidualności. Jeden Syn
Boży ma tylko jedno imię Chrystus. Kurs nigdy nie mówiłby o Jezusie jako
części oryginalnej jaźni Chrystusa, która usiłowała oderwać się od Boga
itd. Przypomnijmy raz jeszcze, mówienie w ten sposób nadaje oddzieleniu
rzeczywistość, a Kurs stanowczo mówi, że ono nigdy nie nastąpiło. Nie używałby
nawet słowa jaźń, by opisać stan Chrystusa, ponieważ jest to określenie
dualistyczne, które zadaje kłam niedualistycznej jedni Nieba.
Odnośnie do ukrzyżowania Jezusa chciałbym
dodać do twoich spostrzeżeń, Norrisie. Jezus Kursu cudów pokazywał fałszywość
naszej nieświadomej myśli o tym, że zabiliśmy Boga i Jego Miłość. Pozwalając
śniącym sen świata oddzielonym odegrać w formie ich nieświadomą wiarę
w zamordowanie Boga i ukrzyżowanie Jego Syna, Jezus pokazał co następuje:
1) ciało nie jest naszą rzeczywistością; 2) nie można zniszczyć Boga, Jego
Syna i Ich Miłości 3) sen o śmierci nie wywarł na niego żadnego wpływu,
gdyż on nie spał, a zatem był niepodatny na myśli o ataku oraz na postępowanie
w trakcie snu. Jak już powiedziałem poprzednio, Kurs stwierdza, że przesłanie
ukrzyżowania brzmi: ucz jedynie miłości, ponieważ nią jesteś.
Jeszcze jedno o Jezusie i o ewangeliach
ponieważ biblijny przekaz o Jezusie jest tak odmienny od przekazu zawartego
w Kursie, nie można naprawdę powiedzieć, tak jak ty to uczyniłeś, że według
Kursu przekaz Ewangelii jedynie symbolizuje to, jak pamiętali Jezusa jego
uczniowie. Przychodzi mi na myśl coś, co powiedziałeś mi wiele lat temu,
Norrisie. Gdy usłyszałeś moją wypowiedź, że Kurs przyszedł jako poprawa
chrześcijaństwa, zauważyłeś, i to całkiem trafnie, że gdy coś się poprawia,
zachowuje się podstawową strukturę oryginału. Kurs cudów natomiast nie
zachowuje niczego z oryginalnej struktury chrześcijaństwa. To samo można
by równie słusznie powiedzieć o Kursie i biblijnym przekazie o życiu, śmierci
oraz zmartwychwstaniu Jezusa.
Podobnie jest z doktryną eucharystii
- jak widzieliśmy, Kurs zawiera co najmniej dwa ustępy konkretnie obalające
nauki Kościoła o pragnieniu Jezusa, by dzielić się ciałem ze swoimi zwolennikami.
Jednak - podobnie jak wszystkiego innego na świecie ego - Duch Święty mógłby
użyć rytuału komunii w innym celu: w tym przypadku jako przypomnienia,
że Jezus przyszedł, by dzielić z nami swój umysł, a nie ciało. Sam w sobie,
w oderwaniu od ogólnego celu przebaczania, sakrament ów nie ma żadnego
znaczenia.
Podsumowując możemy powiedzieć, że podczas
gdy Kurs cudów nie posłużyłby się określeniem moralnie odpowiedzialny
w sposób, w jaki używa się go w naszym społeczeństwie, to z pewnością nakłaniałby
swoich studentów, jak zauważyłeś, do życia w miłości i przebaczeniu. Ponadto
- co już omówiliśmy Kurs gorąco zachęca swoich studentów do brania odpowiedzialności,
lecz jest tu mowa o odpowiedzialności na dużo głębszym poziomie. Jako studenci
Kursu cudów jesteśmy proszeni o przyjęcie odpowiedzialności za wszystkie
myśli pochodzące z decyzji naszego umysłu, by połączyć się z ego lub z
Jezusem. Z tej decyzji wywodzą się nasze przekonania, uczucia i postępowanie.
Jeśli nie zmienimy tej fundamentalnej decyzji i nie opowiemy się za Duchem
Świętym zamiast za ego - za prawidłowym zamiast nieprawidłowym umysłem
- to sama zmiana postępowania nigdy nie uzdrowi. Na dłuższą metę zaś wzmocniłoby
to brak odpowiedzialności na wszystkich poziomach naszego doświadczenia
czego dowodzą dzieje tej planety - ponieważ nie przyjęliśmy podstawowej
odpowiedzialności za naszą pierwotną decyzję oddzielenia się od Miłości
Bożej.
Pragnę raz jeszcze powtórzyć, że podstawową
cechą charakterystyczną Kursu cudów jako duchowości, tkwiącą w samym sednie
różnic, które tak trafnie podsumowałeś, jest jego monizm. Chrześcijaństwo,
podobnie jak przed nim judaizm, jest dualistycznym systemem myślowym, w
którym Bóg i świat, duch i materia współistnieją jako oddzielne stany i
obydwa są rzeczywiste. Rzeczywistość widziana jest zatem jako wymiar przeciwieństw
- jak dobro i zło w wyraźnym odróżnieniu od tego, jak rzeczywistość rozumiana
jest w Kursie, czyli jako jedynie doskonała jedność, w której nie ma przeciwieństw.
Zgadzamy się jednak ponownie co do tego,
że mylenie ze sobą różnych ścieżek nie jest dla ludzi pomocne niezależnie
od tego, czy są to studenci Kursu, rzymscy katolicy, protestanci, hinduiści,
czy wyznawcy jakielkolwiek innej ścieżki duchowej. Jak wspomnieliśmy na
samym początku, Kurs mówi, że jest tylko jedną ścieżką spośród wielu tysięcy.
CLARKE: Mówisz
o tym bardzo szczerze i otwarcie, co bardzo podziwiam. W rzeczy samej,
to ty zaprosiłeś mnie do wzięcia udziału w tym dialogu, aby z doskonałą
wyrazistością wyjaśnić ludziom zainteresowanym Kursem, w jaki sposób różni
się on od tradycyjnego chrześcijaństwa, w wyniku czego owe dwie ścieżki
są ze sobą nie do pogodzenia. Poprosiłeś mnie, bym przedstawił różnice
jasno i dobitnie, bez upiększania. Jedną z trudności, jaką Kurs może napotkać
w swoim rozprzestrzenianiu się, jest to, że wielu ludzi, włącznie z niektórymi
katolickimi zakonnicami i księżami, mają tendencję upiększania tych różnic
lub usiłują połączyć jedno z drugim czy zasymilować Kurs w chrześcijaństwo,
gdyż obie ścieżki mówią o Jezusie. Z przykrością muszę powiedzieć, że powoduje
to spory zamęt.
WAPNICK: To zaiste
prowadzi do zamętu. W wyniku tego rozwadnia się zarówno bogactwo tradycji
chrześcijańskiej, jak i bogactwo Kursu cudów. I zgadzam się z tobą, że
dużo bardziej szczere jest powiedzenie, że te różnice istnieją i że jeśli
jakaś ścieżka bardziej przybliża mnie do Boga, to będę nią podążał. Jeżeli
natomiast czyni to inna ścieżka, to właśnie nią powinienem podążać.
CLARKE: Tak, nie
mam trudności z przyjęciem tego, że ludzie podążają innymi ścieżkami, pod
warunkiem, że czynią to szczerze i uczciwie...
WAPNICK: Wiem,
że nie masz. To jest niezwykłe, z czego zapewne zdajesz sobie sprawę.
CLARKE: Widziałem
jak wiele osób nadzwyczaj owocnie podążało różnymi ścieżkami, wschodnimi
i zachodnimi. Spotkałem wielu takich wspaniałych ludzi z tradycji wschodniej.
WAPNICK: Pochodzące
z Kursu zdanie mówi, że uniwersalna teologia jest niemożliwa, lecz uniwersalne
doświadczenie jest nie tylko możliwe, ale wręcz konieczne (K-wst.2:5).
Owo uniwersalne doświadczenie byłoby doświadczeniem Miłości Bożej.
CLARKE: Dobrze
powiedziane!
WAPNICK: Uważam,
że ponieważ jesteśmy tak rozczłonkowani, tak oddzielni i różni, każdy z
nas potrzebuje innej ścieżki duchowej, by osiągnąć cel tego uniwersalnego
doświadczenia. I ostatecznie jedna ścieżka nie jest wcale lepsza od żadnej
innej. Na końcu one wszystkie znikają w Miłość Bożą.
CLARKE: Można by
debatować, czy jedna jest lepsza od drugiej.
WAPNICK: Będzie
to naszym następnym dialogiem...
CLARKE: Jeśli chodzi
o kwestię niemylenia ze sobą różnych ścieżek, chciałbym zadać Ci praktyczne
pytanie, nad którym się nieco głowię. Czuję, że z praktycznego poziomu
Kursu można wynieść szereg konkretnych duchowych i psychologicznych nauk,
o jakich wspomniałem powyżej, którymi mogą z korzyścią posłużyć się wszyscy
religijni ludzie, włącznie z chrześcijanami. Wydaje mi się jednak, że wielu
nauczycieli Kursu w kraju i za granicą skupia się jedynie na praktycznych
naukach na tym poziomie i prawie zupełnie przeocza głębsze metafizyczne
i teologiczne nauki Pierwszego Poziomu - sen i jego początek itd. To również
może przyczynić się do zamętu u niektórych chrześcijan. Czy mogę Cię zatem
zapytać, co sądzisz o tym podejściu: czy uważasz nauczanie Drugiego Poziomu
bez tła i podstawy Pierwszego, czyli - innymi słowy - oddzielenie praktyki
od teorii za rozsądne i zgodne z prawdziwym duchem Kursu? Czy usiłowanie
niesienia pomocy ludziom w ten sposób jest słuszne i mądre?
WAPNICK: Moim zdaniem
- nie. Istnieje wiele innych duchowości, które uczą - podobnie jak Kurs
cudów - że należy przedkładać przebaczanie nad żywienie uraz, że utworzenie
związku z Jezusem lub Duchem Świętym ma zasadnicze znaczenie dla naszego
powrotu do domu, że Bóg nas kocha i nie próbuje nas zniszczyć itd. Nie
ma jednak innej duchowości, o ile mi wiadomo, łączącej niedualistyczną
metafizykę z bardzo zaawansowaną psychologią, którą znajdujemy w Kursie,
oraz umieszczającej znaczenie przebaczania w kontekście owej niedualistycznej
metafizyki. Usunięcie tego kontekstu z nauki o przebaczaniu prowadzi do
prawdziwej utraty znaczenia nadanego mu przez Jezusa w Kursie, czyli tego
- przypomnijmy raz jeszcze - że ostatecznie nie ma nic do przebaczenia,
gdyż nie stało się nic, co przeszkodziłoby w pokoju i miłości, która jest
Synem Bożym. A zatem w momencie, gdy usuwa się koncepcję przebaczania z
metafizyki Kursu, usuwa się jego serce - jego niedualizm. Wówczas zaś nie
można już w ogóle mówić o Kursie cudów, lecz o jakiejś innej, dualistycznej
ścieżce duchowej. Powtarzam zatem, że takie błędne przedstawianie Kursu
wszystkim przynosi szkodę.
CLARKE: Pozwól,
że zakończę teraz stwierdzeniem, iż pomimo wszystkich naszych różnic możemy
współdziałać na własne sposoby w celu uzdrowienia jednego z wielkich złudzeń
nowoczesnego sekularyzowanego świata - przekonania, że sami w sobie jesteśmy
puści (co częściowo odpowiada prawdzie), lecz że ową pustkę zapełni się
ludźmi i rzeczami niepochodzącymi od Boga. W większej części świata panuje
ogromna nerwowość i poczucie wewnętrznej pustki połączone ze złudzeniem
konsumpcjonizmu, że posiadanie i konsumowanie coraz większej ilości dóbr
materialnych uśmierzy niepokój i wypełni ową pustkę zawsze czymś innym
i mniejszym od samego Boga. Im więcej jednak gromadzimy materialnych posiadłości,
tym biedniejsi wydajemy się stawać wewnętrznie. Jak dawno temu i z głębokim
zrozumieniem zauważył św. Augustyn: gdy zapominamy o własnych duchowych
bogactwach wewnętrznych, uważamy siebie za biednych i wychodzimy na zewnątrz
siebie, żebrząc pośród rzeczy materialnych, próbując się wzbogacić, lecz
stając się w ten sposób coraz biedniejszymi, ponieważ niższe nie może zaspokoić
wyższego. To złudzenie raju bez Boga jest zaiste przemożne.
WAPNICK: Obaj niewątpliwie
zgodzilibyśmy się co do tego, że żadna miłość w tym świecie nie jest możliwa,
jeżeli nie ma swego źródła w Bogu. Całym celem Kursu cudów jest udzielenie
nam pomocy w przyniesieniu Duchowi Świętemu wszystkich przeszkód ego, jakie
w naszych umysłach stoją na drodze do miłości - tzn. pomocy w przejściu
do naszych prawidłowych umysłów, dzięki czemu będziemy mogli w końcu stać
się narzędziami Ducha Świętego. Jego Miłość będzie wówczas mogła szerzyć
się przez nas i w ten sposób staniemy się w tym świecie bardziej spokojni
i bardziej miłujący dla nas samych oraz dla siebie nawzajem. W pięknym
fragmencie z Książki ćwiczeń Jezus mówi:
Potrzebuję bowiem jedynie tego, byś
usłyszał wypowiadane przeze mnie słowa i dawał je światu. Jesteś moim głosem,
moimi oczyma, moimi stopami i moimi dłońmi, którymi zbawię świat (Kurs-pI.rV.9:2-3).
CLARKE: W jednym
z moich artykułów, Co znaczy być człowiekiem, opartym na myślach św. Tomasza
z Akwinu, podałem trzy etapy: samoopanowanie poprzez samoświadomość i rządzenie
własnym postępowaniem, potem samokomunikacja, a w końcu samotranscendencja,
kiedy to wykracza się poza własny punkt widzenia, by przyjąć punkt widzenia
Umysłu i Woli Bożej, aby widzieć cały świat tak, jak Bóg go widzi, a także
by kochać całe dobro tak, jak Bóg kocha je w swoim właściwym porządku.
Oznacza to przejęcie samego Umysłu i Miłości Boga. Właśnie na tym polega
samotranscendencja, która przynosi potem ogromną radość. Aby być przeto
sobą, musimy naprawdę wyjść z siebie z tego ograniczonego ja. Nie uważam,
że owo ja ma zniknąć całkowicie, ale ma znaleźć spełnienie w przyjęciu
czegoś większego, prawdziwego Centrum, jako własnego centrum.
WAPNICK: Tak, wspomnę
o jeszcze jednej sprawie z uwagi na to, co właśnie powiedziałeś - celem
Kursu cudów nie jest naprawdę bycie bez ja ani zniknięcie z tego świata
w sercu Boga, o czym mowa w pewnym pięknym, poetycznym fragmencie. Jego
celem jest to, abyśmy żyli bez poczucia winy, bez grzechu, bez lęku, bez
żadnego ataku. Oto cel Kursu - być obecnym w tym świecie, ale mając wszystkie
nasze błędne myśli o osądzie, nienawiści, lęku i winie usunięte. To także
bywa często niezrozumiane przez studentów Kursu. Jak czytamy w Ewangelii
Jana, mamy żyć na świecie, ale nie być ze świata, tzn. żyć wewnątrz snu,
lecz być świadomymi, że nie pochodzimy naprawdę z niego i że nasza prawdziwa
Tożsamość znajduje się na zewnątrz snu. Innymi słowy, mamy być na świecie
w taki sposób, w jaki Jezus tu był.
CLARKE: Ale mamy
tu żyć, dopóki w nim jesteśmy. Istnieje więc tutaj pewien rodzaj śmierci
- śmierć fizyczna.
WAPNICK: Tak, Kurs
cudów nie zaprzecza istnieniu śmierci fizycznej na poziomie snu. Mówi jednak,
że są dwa rodzaje śmierci. Istnieje śmierć, która wywodzi się z poczucia
winy i lęku oraz lękania się osądu ze strony wyprojektowanego przez ego
wizerunku Boga. Istnieje też śmierć opisana jako ciche złożenie ciała,
kiedy nasza praca jest zakończona, ponieważ rozpoznajemy, że spełniliśmy
cel naszego pobytu tutaj, a mianowicie nauczyliśmy się, jak być bardziej
miłującym i przebaczającym. Wówczas nasza śmierć jest spokojna.
Cel Kursu cudów można wyrazić też w
ten sposób, że mamy żyć w tym świecie w pokoju, nie zaś ze wszystkimi naszymi
konfliktami, tak międzynarodowymi, jak i osobistymi. W rzeczy samej, mówi
nawet, że poznanie - które w Kursie jest synonimem Nieba (gnostyczny sposób
posługiwania się słowem poznanie) - nie jest celem Kursu; jest nim pokój:
doświadczanie pokoju tutaj, we śnie. Jest to sposób życia ze sobą nawzajem
- zarówno indywidualnie, jak i między państwami - po osiągnięciu stanu
umysłu, w którym nie ma konfliktu, nie ma pragnienia uzurpowania sobie
miejsca innych ludzi ani potrzeby kradzenia tego, co nie nasze.
CLARKE: Jezus powiedział:
przyszedłem, abyście mogli mieć pokój, przyszedłem, aby dać wam mój pokój.
WAPNICK: Jezus
Kursu cudów niewątpliwie zawtórowałby temu.
CLARKE: Reasumując,
różnimy się w wielu kwestiach, ale też w wielu się zgadzamy. Pozwól, że
przytoczę jeszcze jeden, ostatni cytat - nowelisty Charlesa Morgana: Nie
ma niespodzianki bardziej magicznej niż niespodzianka miłości. To palec
Boga na ramieniu człowieka.
WAPNICK: To jest
wspaniałe. Jeśli pozwolisz, dodam coś z tym związanego - Kurs cudów powiedziałby,
że nie ma w tym świecie większej radości, niż radość z wiedzy, iż otrzymaliśmy
przebaczenie, owo przebaczenie zaś może przyjść jedynie dzięki doświadczeniu
Miłości Bożej poprzez Jezusa lub Ducha Świętego.